niedziela, 20 września 2015

Izuo one-shot " Vae Victis "

Witajcie, notka szybciej niż miała być, bo pewno w tygodniu nie bardzo bym się wyrobiła z napisaniem. Na potrzeby ff Shizuo i Izaya są oficerami dowodzącymi po przeciwnych stronach. O, zapomniałabym, występuje tu chędożenie w stężeniu większym niż kiedykolwiek u mnie.
***


Echo uderzania ciężkich wojskowych butów o posadzkę dochodzi do każdej z cel. Krok wydaje się niemal powolny i majestatyczny, jak gdyby jego sprawca delektował się rozpełzającą grozą i oczekiwaniem. Niczym sęp wypatrujący ofiary rozgląda się z wyższością, po czym zmierza w obranym przez siebie kierunku.
Więźniowie wiedzą, co to oznacza, a w udręczonym sercu każdego z nich tli się wciąż żar nadziei, że to jeszcze nie ten moment, w którym pewnym będzie już tylko koniec. Na samym początku, gdy tu trafili, za każdym razem witali go z entuzjazmem i wiarą, że przynosi wieść o ich uwolnieniu.
 Z czasem jednak ze zwiastuna nadchodzącej, upragnionej wolności, zmienił się w tego, który ją zapewniał. Rozcinał krępujące ich więzy życia i pozwalał duszy wznieść się niby gołębiowi w odmęty firmamentu, jednocześnie oddając ciało w czułe objęcia ojczystej ziemi.
Zatrzymuje się przed drzwiami, przed którymi stanąć chciał już dawno. Jakże beznamiętnym tonem wydaje rozkaz dwóm spośród eskortujących go żołnierzy, a oni wchodzą do środka i wywlekają człowieka, niechcącego okazać wobec nich żadnej słabości, wycieńczonego, ale dumnego.
Chwytają go pod ręce i zaczynają ciągnąć tam, gdzie każdego przed nim. Jest to prosty szlak, droga prowadząca do zguby. Do samego serca piekła, jakim jest pokój przywódcy, który zawsze przychodzi osobiście wybrać swoją nową ofiarę.
Mężczyzna klęczy zostawiony na środku podłogi, ze świadomością, że jego oprawca już niedługo wkroczy do pomieszczenia, a on będzie zmuszony zasmakować nieuniknionego. Czy się boi? Strach przed śmiercią jest naturalną cechą człowieka, szczególnie wysłanego na front.
Otuchy dodaje mu chociaż to, że jego podwładni nie widzieli jego upadku. Zapisał się w ich pamięci, jako nieugięty dowódca, jak niestety również winny temu wszystkiemu. Popełnił błąd, a konsekwencje musieli ponosić wszyscy.
Zawiasy skrzypią krzycząc o nadchodzącym niebezpieczeństwie, gdy on wchodzi. Uśmiecha się z satysfakcją i nieskrywaną pogardą na widok pokonanego rywala. Im więcej jednak zdobywamy, tym więcej pragniemy, dlatego całym sobą czuje palącą potrzebę ujrzenia jeszcze większego upokorzenia przeciwnika.
- Shizuś, może chciałbyś wziąć kąpiel zanim przejdziemy do rozmowy? Warunki w areszcie nie są zbyt komfortowe, ale musisz mi to wybaczyć.
Zanim jednak dostałby, chociaż czas na odpowiedź, zostaje szarpnięty ku górze, po czym siłą wepchnięty do wanny stojącej w rogu. Lodowata woda, pełna drażniącego oczy środka myjącego, wdziera się do jego układu oddechowego. Gwałtownie wyrywa głowę nad powierzchnię, chciwie łapiąc powietrze.
- Niekorzystanie z gościnności gospodarza jest wielce nieuprzejme. – Wymawia to i jednocześnie ponownie chwyta jego głowę i wpycha ją pod wodę. W odpowiedniej chwili wyjmuje ją jednak. To jeszcze nie odpowiedni moment na pozbawienie go życia.
- Odkąd tylko ty i twoi ludzie trafiliście w moją niewolę, nie mogłem doczekać się tego momentu, w którym całkowicie nad tobą zatryumfuje. Jednak na to są też przyjemniejsze metody od tej. Przyjemniejsze dla mnie, rzecz jasna. – Wyciągnął go całkiem, przewracając na podłogę. – Jesteś teraz mokry, wypadałoby zdjąć te ubrania, jeszcze się przeziębisz.
Podszedł do komody i wyciągnął z niej pejcz. Nie miał w zwyczaju zabawiać się ze ścierwami z obozu wroga, ale ten jeden raz z wielką chęcią uczyni od tego wyjątek. Zerknął na leżącego na podłodze Shizuo i oblizał się na ten widok. Tak, zdecydowanie z wielką chęcią.
- Mój drogi albo sam zaczniesz się rozbierać albo ci w tym pomogę.
- Po moim trupie. – Jakoś udaje mu się wychrypieć słowa sprzeciwu.
- Aż tak ci się śpieszy do śmierci? – Bierze zamach i wymierza w niego baty. Jeden, drugi, dziesiąty, przestaje liczyć. Ważna staje się jedynie satysfakcja z oglądania bólu malującego się na jego obliczu.
Zawsze był taki silny, rozbudzał ludzkie zaufanie. Izaya odkąd pamięta marzył o wygranej, a teraz może się nią delektować jak kieliszkiem ulubionego wina. Trochę musiało minąć, by wreszcie osłabł, ale koniec końców cel został osiągnięty.
Nachyla się do jego ucha i szepta mu, że przegrał, po czym rozpina jego koszulę i ją zdejmuje. Całuje z niebywała delikatnością szyję, tylko po to by z drugiej strony boleśnie ugryźć. Wsuwa język w jego usta, jednocześnie wkładając rękę w spodnie.
- Jeśli będziesz grzeczny, dostaniesz nagrodę. – Zaprzestaje na chwilę całowania, by po chwili do niego powrócić. Wolną dłonią rozpina jego rozporek i próbuje ściągnąć dół.
Nieudane próby sprawiają, że tym razem angażuje obie ręce, a Shizuo leży przed nim już całkowicie nagi. Oblizuje więc swoje palce i idzie o krok do przodu, sięgając między jego pośladki. Zagłębia je w nim od razu, bo mimo kiepskiego stanu nadal zachował część odporności na ból.
- Odwróć się na brzuch. – W tym momencie, gdy widział to przecudowne zrezygnowanie w jego oczach, wiedział już, że stał się jego.
- Nie. Jeżeli już masz zamiar to ze mną zrobić, to wolę by był to gwałt, niż dobrowolne poddanie się nawet nie człowiekowi, który skazał na śmierć tylu moich rodaków.
- Pamiętaj, że sam to wybrałeś. – Zachichotał krótko, chwycił go za włosy i uderzył jego głową w podłogę. Wyjął swojego penisa, założył kondom i od razu w niego wszedł, wywołując przytłumiony przez podłoże krzyk. – Zobaczysz, zaraz zacznie ci się podobać.
Sięgnął jeszcze po swój pasek i związał mu nim ręce. Poruszał się na przemian nieznośnie wolno i niebotycznie szybko. Ciało Shizuo pod nim zaczęło drżeć i błyszczeć od potu.
- Widzę, że rzeczywiście naprawdę zaczęło ci się podobać. – Uśmiechnął się szyderczo, wyszedł z niego i usiadł na krześle, przy okazji zdejmując prezerwatywę. – Jeśli chcesz dojść, to mi obciągnij, najdroższy.
- Chyba śnisz. – Słowa przypominały zwierzęce warknięcie, a spojrzenie ciskało pioruny, jakby wierzyło, że da radę się go nimi pozbyć.
- Ehh, czy wszystko muszę robić sam? – Podszedł do niego, rozwarł jego usta i zaczął pieprzyć ich wnętrze. Oddawał się temu zajęciu, aż do momentu, gdy doszedł. – Będę litościwy i się tobą zajmę, mimo, że nie współpracowałeś jak należy. Ale nad tym jeszcze popracujemy.
Osunął się na kolana, chwycił w dłoń jego przyrodzenie i zaczął je stymulować. Czuł jak opiera się na jego ramieniu i zaczyna pojękiwać wprost do jego ucha. Przyspieszył ruchy doprowadzając go do wytrysku. Wiedział, że oponowałby by przed czymś takim, dlatego nie pytając i korzystając z oszołomienia w jakim się jeszcze znajdował, włożył swoje ubrudzone nasieniem palce do jego ust.
- Dobry Shizuś, teraz cię zostawię, ale niedługo wrócę. – Przebrał się w coś suchego i wyszedł.
Całkowite rozczarowanie sobą; chyba to w jakimś stopniu opisuje to, co Shizuo czuł w tej chwili. Rozgoryczenie rozpływało się po całym jego wnętrzu, wzbudzając gniew, co doprowadziło do tego, że Izaya stracił wannę… i okno też.

***

- Żołnierzu, cel do likwidacji znajduje się w moim pomieszczeniu mieszkalnym. Jak załatwicie swoją robotę, wezwijcie kogoś do posprzątania.
- Tak jest!

Żegnaj kochany Shizuo, przegrałeś, a więc musisz zginąć. Myślę, że wiedziałeś to już od chwili, gdy znalazłeś się na moim terenie. Wejście główne od budynku więziennego zdobią dwa piękne słowa: „ Vae Victis „. Znałeś znaczenie, „ biada pokonanym„, byłeś nim, a więc twoim przeznaczeniem jest spocząć w bezimiennym kurhanie.
Słychać pukanie do drzwi jego gabinetu.
- Proszę wejść.
- Kapitanie! Cel zbiegł.


KONIEC ?

2 komentarze:

  1. Cudne. Tylko dziwi mnie fakt, że Shizuo miał cały czas swoją siłę i wcześniej nie zbiegł z więzienia. No ale, w każdym razie jak na one-shota to świetne. Izaya ma idealny charakter jak na takiego kapitana <3
    Weny ~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tam mam swoją interpretację >3< Shizuś po prostu czuł się winny temu, że cały oddział cierpi za niego i dlatego chciał się jakoś mentalnie ukarać. Z tego powodu oddał się swojemu wrogowi, oczywiście niechętnie, żeby nie było podejrzeń. Co prawda spodziewał się tortur, ale seks uderzył w niego chyba mocniej (Izaya mistrzu ty zawsze wiesz jak złamać ludzi <3) Skoro na swój własny sposób odkupił swoją winę uciekł tak jak to być może miał zaplanowane już od dawna.
    A tak poza tym powalił mnie tekst o wannie XD biedna... choć może to ona pierwsza wypadła przez to okno, a za nią nasz blondynek XD Żołnierze pilnujący na dole musieli być nieźle zdziwieni gdy wkurwiony, na wpół nagi Shizuo szedł na nich z wanną na ramieniu X3 Genialna wizja i świetny One-shot. Oby więcej Izuo~...
    Weny ^^

    OdpowiedzUsuń

Za każdym razem, gdy zostawiasz komentarz Pan Głowonóg się cieszy. Rób tak jak najczęściej.