Cienie muskają swą obecnością skórę obecnych, w parodii czułego dotyku,
odór wilgoci wypełnia płuca postaci leżącej na ołtarzu ustawionym w centrum. Ciche
szepty układają się w pieśni, słowa wypowiadane są w języku, który teraz zdaje
nam się dawno wymarłym. Opowieści uciekają z ust zakapturzonych mężczyzn
spowitych mrokiem, górujących nad nim, jak drzewa nad zagubionym dzieckiem,
które nie zna drogi powrotnej do domu.
Do momentu, w którym wszystko milknie, by po chwili odżyć, jednak w
formie tak skrajnie innej. Tańczące postaci zaczynają go otaczać. Wyniosłe
pieśni zastępowane są odgłosami bębnów i pokrzykiwaniami, wplątanymi w melodię
starych modłów wznoszonych ku czci bogów o imionach tak dziwnych, że
niemożliwych do zapamiętania.
Ciepło dochodzące z wszechobecnych pochodni i ognisk odbiera mu
resztkę wody, jaką mógł poczuć dzięki nocnemu powietrzu. Nie pamięta, jak to
jest móc zwilżyć swoje wargi. Chcą wydrzeć z niego życiodajny płyn. Rozkoszować
się momentem, w którym nóż znaczyć będzie skórę, aby odkryć sekrety, jakie pod
sobą kryje. Cały ten obrządek odbywa się tylko po to, by podarować życie Bogu.
Zadadzą śmierć, by odwlec nieuniknione.
Rozstępują się i wprowadzony zostaje drugi mężczyzna. Leżący
kieruje na niego wzrok i uśmiecha się delikatnie. Nie przyjdzie mu dzisiaj
umierać samotnie. Podchodzą z nim do ołtarza, a wtedy Izetsuki dostrzega mały
krzyżyk zawieszony na jego szyi. Wtedy sobie uświadamia, że widział go
wcześniej, i że ten człowiek znaczy dla niego wiele. Ale nie pamięta.
Jeden z ludzi chwyta włócznię i zadaje stojącemu ranę kłutą,
wypluwając z siebie jadowite słowa. Wśród obelg wyłapuje jedno istotne słowo „
Pritzuo „, nie wie, co ono znaczy, ale nagle zrobiło mu się cieplej i nawet
przez myśl mu przechodzi, że siedzi przed paleniskiem w chatce. W
rzeczywistości nadal jest jednak tutaj.
Czuje zapach, on też wydaje mu się znajomy. „ Tak pachniał dom „
przechodzi mu przez myśl, ale przecież on nie ma domu. Nachylają nad nim
zranionego, a wtedy na jego usta skapują krople wydobywające się z rany.
Rozchyla wargi kierowany pragnieniem poczucia więcej i jak na zawołanie przystawiają
bezwładne prawie ciało jak najbliżej niego.
Wysuwa język i smakuje tego mężczyzny, mimo że coś z tyłu głowy
podpowiada mu, że nie powinien. Zahacza zębami o skórę, a następnie ją
rozszarpuje kierowany instynktem i głodem. Kiedy ciało osuwa się na ziemię, a
on nie ma już czego pić, przychodzi jego kolej. Przystawiają ostrze do jego
szyi, a on ze smutkiem spogląda na martwe ciało leżące obok siebie i ma
niejasne poczucie, że chciał z nim spędzić życie.
Wow… To było… Dobre. Nawet bardzo dobre. Nieczęsto zdarza się znaleźć coś dobrego z Pritzuo i Izetsukim a nierzadko znaleźć można nędzne gnioty malowane mdlącą tęczą (bynajmniej, nie każdy fluff owym gniotem jest). Tak więc dziękuję Ci Bezkształtna towarzyszko, że dane mi było przeczytać tę niezbyt miniaturową miniaturę i poczuć ten przyjemny prąd w krzyżu, który… idę zamknąć okno, bo przez ten deszcz dojdzie do zwarcia…
OdpowiedzUsuńWeny, czasu i innych takich życzę!