sobota, 14 listopada 2015

Drabble " Radziecka inwersja " 7

Witajcie. Łapcie radziecką inwersję, a ja ruszam w świat, a później na Folk Metal Night. Jeśli jakimś sposobem ktoś również się wybiera, to mam białe kłaki o długości takiej, że końce muskają mi wierzch ramion, więc łatwo mnie rozpoznać.



Jedna z głównych ulic w Moskwie, tylu wspaniałych ludzi i masa interesujących zdarzeń. Tam przy sklepie płacze dziecko, któremu rodzic nie chciał kupić lizaka, a tu na przykład samochód kłóci się z Shizusiem. Dzień, jak co dzień. Dobra. Czekaj. Wróć. Co?
- Na początku naszego związku nie wiedziałam, że jesteś takim brutalem. Za grosz taktu, a o romantyzmie to już kompletnie nic nie wiesz. Długo się przymierzałam do tego, by ci to wreszcie powiedzieć, ale z nami koniec. – Przytupnęła oponą, po czym wcisnęła gaz do dechy i odjechała.

W sowieckiej Rosji to nie Shizuo rzuca samochodem, to samochód rzuca Shizuo.

wtorek, 10 listopada 2015

Miniaturka Pritzuo x Izetsuki " Wyznawcy tańczą przed obliczem księżyca "

Cienie muskają swą obecnością skórę obecnych, w parodii czułego dotyku, odór wilgoci wypełnia płuca postaci leżącej na ołtarzu ustawionym w centrum. Ciche szepty układają się w pieśni, słowa wypowiadane są w języku, który teraz zdaje nam się dawno wymarłym. Opowieści uciekają z ust zakapturzonych mężczyzn spowitych mrokiem, górujących nad nim, jak drzewa nad zagubionym dzieckiem, które nie zna drogi powrotnej do domu.

Do momentu, w którym wszystko milknie, by po chwili odżyć, jednak w formie tak skrajnie innej. Tańczące postaci zaczynają go otaczać. Wyniosłe pieśni zastępowane są odgłosami bębnów i pokrzykiwaniami, wplątanymi w melodię starych modłów wznoszonych ku czci bogów o imionach tak dziwnych, że niemożliwych do zapamiętania.

Ciepło dochodzące z wszechobecnych pochodni i ognisk odbiera mu resztkę wody, jaką mógł poczuć dzięki nocnemu powietrzu. Nie pamięta, jak to jest móc zwilżyć swoje wargi. Chcą wydrzeć z niego życiodajny płyn. Rozkoszować się momentem, w którym nóż znaczyć będzie skórę, aby odkryć sekrety, jakie pod sobą kryje. Cały ten obrządek odbywa się tylko po to, by podarować życie Bogu. Zadadzą śmierć, by odwlec nieuniknione.

Rozstępują się i wprowadzony zostaje drugi mężczyzna. Leżący kieruje na niego wzrok i uśmiecha się delikatnie. Nie przyjdzie mu dzisiaj umierać samotnie. Podchodzą z nim do ołtarza, a wtedy Izetsuki dostrzega mały krzyżyk zawieszony na jego szyi. Wtedy sobie uświadamia, że widział go wcześniej, i że ten człowiek znaczy dla niego wiele. Ale nie pamięta.

Jeden z ludzi chwyta włócznię i zadaje stojącemu ranę kłutą, wypluwając z siebie jadowite słowa. Wśród obelg wyłapuje jedno istotne słowo „ Pritzuo „, nie wie, co ono znaczy, ale nagle zrobiło mu się cieplej i nawet przez myśl mu przechodzi, że siedzi przed paleniskiem w chatce. W rzeczywistości nadal jest jednak tutaj.

Czuje zapach, on też wydaje mu się znajomy. „ Tak pachniał dom „ przechodzi mu przez myśl, ale przecież on nie ma domu. Nachylają nad nim zranionego, a wtedy na jego usta skapują krople wydobywające się z rany. Rozchyla wargi kierowany pragnieniem poczucia więcej i jak na zawołanie przystawiają bezwładne prawie ciało jak najbliżej niego.

Wysuwa język i smakuje tego mężczyzny, mimo że coś z tyłu głowy podpowiada mu, że nie powinien. Zahacza zębami o skórę, a następnie ją rozszarpuje kierowany instynktem i głodem. Kiedy ciało osuwa się na ziemię, a on nie ma już czego pić, przychodzi jego kolej. Przystawiają ostrze do jego szyi, a on ze smutkiem spogląda na martwe ciało leżące obok siebie i ma niejasne poczucie, że chciał z nim spędzić życie.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Shizaya one-shot " Strzeżcie się garnków, a w szczególności ich zawartości "

Fluff, fluff, fluff, fluff, fluff, fluff, fluff
Chyba...
Kanon przewraca się w grobie.
Miał być cukier.
Chyba...
Nadciąga niezidentyfikowany obiekt do czytania.
Mickiewicz też przewraca się w grobie.
Jakiś czas temu usłyszałam wypowiedź osoby, która zadeklarowała nienawiść do moich songficków, bo mają dziwny styl i że powinnam napisać coś słodkiego.
Ale w myśl: " Ja nie zrobię? " oto jest.
Chyba nie wyszło tak jak miało być...
Chyba...
Czytajcie i hejtujcie to wszyscy, taka bowiem wola moja :3
Dygresja: Już wiem jak dalej pociągnąć " Chociażbym chodził.... ", wen wrócił z urlopu. 
A z chaosu wyłonili się Gaja i Uranos...
* znika w chmarze kolorowego dymu*
* Jednak się nie udało, nie jestem magikiem*
* Ale ciii *

Zapomniałabym! Powiedzcie czy takie odstępy są czytelniejsze od akapitów.



Shizuo stał w windzie z niecierpliwością spoglądając na zmieniające się w ślimaczym tempie cyfry oznaczające numer piętra. Dziś od razu po pracy skierował się do Shinjuku, nawet nigdzie nie wstępując, aby coś zjeść, przez co teraz dokuczało mu uciążliwe burczenie w brzuchu.

Kiedy zatrzymał się wreszcie na odpowiednim piętrze, wyszedł z tej małej machiny zagłady, przeklinając po drodze to, że Izaya mieszka tak wysoko. Swoją drogą ciekawe, czy ma to wpływ na jego klientów. Zanim do niego dotrą mija tyle czasu, że później nie mają już nawet siły, żeby się z nim targować.

Zawlókł się pod drzwi i wszedł do środka, od razu zdejmując buty i jesienny płaszcz, który miał na sobie. Dni stawały się tak zimne, że nawet on musiał się już cieplej ubierać. Czynnikiem, który wpłynął na to, że jego tempo rozbierania się zwiększyło się kilkukrotnie, był obłędny zapach obiadu dolatujący z wewnątrz.

Podszedł na tyle blisko, że widział jak Izaya krząta się po kuchni, mieszając bulgoczące płyny w garnkach i przerzucając na drugą stronę omlety. Zakradł się po cichu do talerza, na którym leżały już te zdjęte z patelni, jednak w chwili, gdy wyciągał dłoń po jeden z nich Izaya trzepnął go w nią drewnianą łyżką.

- Nie podjadaj. Jeszcze nie skończyłem. – Zwrócił mu uwagę, po czym wrócił do pilnowania patelni.
- Od kiedy ty tak właściwie gotujesz? Nigdy wcześniej nie widziałem, żebyś to robił. – Shizuo był autentycznie zdziwiony tym zjawiskiem. A jednocześnie wewnątrz zaczynał się odrobinę denerwować. Ten padalec zawsze zaganiał go do roboty, tłumacząc się tym, że on nie potrafi, a w rzeczywistości było zupełnie inaczej.
- Mam dwie siostry i rodziców pracujących zagranicą, czasem przekonywały mnie do tego, żebym im coś przyrządził, jak byliśmy sami.
- Dlaczego w takim razie to ja zawsze robiłem nam obiady?
- Bo mi się nie chciało. – Zaśmiał się i oblizał łyżkę. Podszedł do lodówki, by wyjąć jedną parówkę, a w tym czasie Shizuo podwędził mu za karę omlet. – Jesteś niemożliwy, mówiłem, żebyś nie ruszał.
- Fodny fyfem. – Zaczął się usprawiedliwiać, mając w ustach kawałki jedzenia, przez co wyglądało to dosyć komicznie.
Izaya tylko spojrzał na niego z dezaprobatą i wziął się za obieranie parówki ze skórki, po czym zaczął kroić ją na dłoni.
- Izaya, dlaczego kroisz parówkę na ręce?
- Bo dla jednej parówki nie będę brudził deski.

W Shizuo, którego głód został już w części zaspokojony, uderzyła inna potrzeba. Podszedł do niego od tylu, kładąc ręce na jego biodrach.

- To znaczy, że gdyby było więcej parówek, to stwierdziłbyś, że warto pobrudzić deskę? – Zapytał i zaczął podgryzać skórę na szyi Izayi.

- Czy ty we wszystkim musisz szukać podtekstów? I zabieraj te łapy, robię nam jedzenie jakbyś nie widział. – Po chwili głowa Shizuo została zaatakowana tą samą drewnianą łyżką, co wcześniej ręka. Na nieszczęście Izayi broń w postaci kuchennego narzędzia została mu odebrana.

- Wiesz do ilu ciekawych rzeczy można wykorzystać taką łyżkę? – Uśmiech Shizuo poszerzył się i nabrał drapieżnego wyrazu. Biła od niego chęć dogłębnego pokazania w praktyce, co można z jej pomocą zrobić.

Izaya wyłączył gaz i chwycił garnek z sosem gotów się bronić przed agresorem. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym Izaya przypuścił atak wylewając zawartość naczynia na Shizuo. Jego skóra zaczęła czerwienieć i puchnąć, jednak sam poszkodowany nie przejmował się tym za bardzo, będąc bardziej zainteresowany tym, czy pogruchotać Izaye stołem, czy może jednak udusić.

Nie minęła minuta, a rozpoczęła się pogoń po mieszkaniu. Na szczęście poza wazonem, regałem i blatem w kuchni nie było żadnych ofiar. Shizuo usiadł na lekko zdezelowanym fotelu, w dalszym stopniu wkurwiony. Izaya przysiadł koło niego z maścią na oparzenia i zaczął smarować obrzęknięte miejsca.

- Shizuś, odezwij się do mnie.
- Wylałeś na mnie jebany wrzący sos. Mam nosić cię na rękach i opiewać twoją dobroć? – Prychnął i przekręcił twarz tak, żeby nie musieć patrzeć na to małe paskudztwo.
- Przyznaje, że może nie powinienem, ale nie obrażaj się na mnie.
- Nawet nie przeprosisz ty poczwaro.
- Sam zacząłeś. Ale dobra, przepraszam. Słyszysz? Przepraszam. Teraz będzie dobrze?
- Teraz tak.
Izaya dla załagodzenia sporu objął go i lekko cmoknął w usta.
- Co powiesz na wspólny prysznic? – Zamruczał mu cicho do ucha.
- To jeden z twoich nielicznych pomysłów, które mi się podobają. – Wstał i trzymając Izaye tak, by mógł go oplatać nogami w biodrach, zaczął iść w kierunku łazienki.