sobota, 29 sierpnia 2015

Drabble " Na komisariacie "

Zarzucę wam kolejnym drabbelkiem i idę dalej pisać drugi rozdział " Chociażbym chodził ciemną doliną...", bo kiedyś trzeba. Przy okazji, po prawej stronie pojawiła się ankietka, zachęcam do wyrażenia opinii c:



- Panie Orihara, czy przyznaje się pan do zarzucanych czynów?
- Czy tak ciężko jest wam uwierzyć w moją niewinność? Jestem jedynie biednym obywatelem, który został niesłusznie oskarżony o coś, czego nie zrobił.
- Mamy świadków i nagranie z całego zajścia, nie ma możliwości, byś się wywinął skurczybyku. – Bawią się w złego i dobrego glinę? I tak nic ze mnie nie wyciągną, nie ma mowy, żeby udało im się wsadzić moją osobę za kratki. Poza tym długo już nie popracują, sam się o to postaram.
- Już tylko raz cię zapytam. Dlaczego podpaliłeś Heiwajime Shizuo?
- Bo mu było zimno.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Drabble " Kto nie skacze..."

Izaya siedział w środku opuszczonego budynku, czekając na przybycie Celty. Co prawda tak naprawdę nie chodziło o interesy, chciał tylko dostarczyć sobie trochę rozrywki i zobaczyć jej reakcję. Widząc, jak podjeżdża pod drzwi i wchodzi do środka, czym prędzej się schował. Kiedy weszła do pomieszczenia, w którym wcześniej był i podeszła do okna, a może raczej pozostałości po nim, wyskoczył krzycząc „ Kto nie skacze ten z drogówki „ i, no cóż… zrobiła to. Po chwili rozniósł się dźwięk sms-a od Shinry. „ Wiesz gdzie i po co pojechała Celty? „. „ Pewnie tylko po coś skoczyła” odpisał mu Izaya.


Bonus:

Idzie Shizuo ulicą i mówi " myślę, więc jestem "
.
.
.
Po czym znika.

Tsuki x Roppi songfic " Skrajna nienawiść egoistycznej egzystencji "






Już niedługo zapalę świecę, by uczcić naszą pamięć
Odeszliśmy z własnej woli
Nie chcąc żyć tak normalnie-nienormalnie
Nie chce rzucać żalu
Płacz niech będzie rozkoszą
Nigdy nie przypomnę sobie, jakie było to życie


Już niedługo zapalę świecę, by uczcić naszą pamięć. Nasze drogi się rozeszły. Odeszliśmy od siebie z własnej woli, nie chcąc żyć tak normalnie-nienormalnie. Mam świadomość tego, jak krzywdziło cię moje zachowanie. Egoistycznie robiłem z siebie ofiarę, nie zważając na to jak się o mnie bałeś. Nie chce rzucać żalu. Płacz niech będzie od tej chwili jedyną rozkoszą, jaką dane mi będzie zaznać. Nigdy nie przypomnę sobie, jakie było to życie, zanim cię poznałem. Sprawiłeś, że mój byt przestał być tak pusty i bezuczuciowy.


Ludzkość w okowach obowiązku
Niezdolna do wyboru, zdana na łaskę ideałów
Ludzkość ukrzyżowana
A ja byłem wolny, byłem Piotrem
Który trzykrotnie wyparł się Jezusa



Patrzę na ludzkość w okowach obowiązku. Chmara niezdolna do wyboru, zdana na łaskę odgórnie narzuconych ideałów. Ludzkość ukrzyżowana na swoich ograniczeniach. Nie przesadzę, jeśli powiem, że ich wszystkich nienawidzę. Byłeś wyjątkiem, moim kwiatem w polu chwastów. A ja byłem pozornie wolny, będąc jednocześnie przykuty do życia. Wszystko, co miało dla mnie jakiekolwiek znaczenie, wiązało mnie ze sobą, póki to miałem, nie mogłem odejść. Byłem Piotrem, który trzykrotnie wyparł się Jezusa. Odrzuciłem łańcuchy, które mnie tu trzymały.



Nie ufam nikomu, każdy jest samotnikiem
Za życia i po śmierci
Skrajna nienawiść ogarnia mój umysł
W egoistycznej egzystencji
Odchodzę w nicość, obracam się w niebyt


Nie ufam nikomu, kto chodzi po tym świecie. Każdy jest samotnikiem, patrzącym wyłącznie na swoje potrzeby. Za życia nic nie będzie lepsze i mniej przegniłe, a po śmierci? Wątpię by czekało na mnie cokolwiek, nie zasługuje na możliwość dalszego trwania. Skrajna nienawiść ogarnia mój umysł i nie pozwala zwyczajnie funkcjonować. Trwanie w egoistycznej egzystencji napawa mnie wstrętem. Ciągle żyje, ale odchodzę w nicość, obracam się w niebyt. Chcę zanurzyć się już w otchłani i przestać istnieć.


Rozpływam i rozpadam się
Ujrzałem marność wiary
Odchodzę w niematerialną rzeczywistość
Nie chcę o tym myśleć, zostawiłem cierpienia
Nie tak miały boleć, ukryte w sercu marzenia


Rozpływam i rozpadam się w gnuśności mojej rzeczywistości. Kiedyś wierzyłem w dobro w sercach ludzi, ale ujrzałem marność tej wiary. Zepsute stworzenia, potwory, czuję ich wzrok na sobie, szepty przyprawiające o mdłości. Samym swoim istnieniem zaskarbiają sobie moją niechęć. Uciekam od ich widoku, obecności, świadomości przebywania obok. Zrobię wszystko byleby nie musieć już tu wracać. Zatrzaskuje się w łazience i wyciągam scyzoryk, po czym zaczynam nacinać skórę. Coraz głębiej i mocniej. Powoli odchodzę w niematerialną rzeczywistość. Czy będziesz tęsknić? Nie chcę o tym myśleć, zostawiłem wszelkie cierpienia daleko za sobą. Nie waham się, chcę tego. Czuję jednak ukłucie wyrzutów w środku. Nie tak miały boleć, ukryte w sercu marzenia. Jeśli zasługiwałbym na ostatnie życzenie, to chciałbym cię jeszcze zobaczyć.


Złudne obietnice i nadzieje, powtarzane od wieków
Okłamały nasze dzieje
Ja mam dość, odchodzę, spadam w przepaść



Złudne obietnice i nadzieje, niemające najmniejszych szans na spełnienie. Powtarzane niemal od wieków te same słowa, mające przekonać, że jednak jest dobrze. Fałszywe wartości okłamały nasze dzieje. Ja mam dość tego wszystkiego, odchodzę z tego świata, spadam w przepaść. Jeszcze jednak dochodzi do mnie głośne walenie w drzwi i echo kroków. Zamek zostaje wyłamany, a moje ostatnie, choć czy aby na pewno, życzenie zostaje spełnione. Dopadasz do mnie szeptając jakieś słowa, których nie mogę już odróżnić. Czy tym razem uda ci się być słońcem, które przepędzi z mojego wnętrza ciemność?

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Badou x Heine songfic " You look so precious"





It took so long to remember just what happened
I was so young and westal then
You know it hurt me
But I’m breathing so I quess I’m still alive
Even if signs seen to tell me otherwise
I’ve got my hands bound
My head down, my eyes closed
And my throat wide open


To trwało zbyt długo, aby przypomnieć sobie, co tak dokładnie się stało. Byłem tak młody i niewinny, jednak to szybko uległo zmianie. Wiesz, że to mnie rani. Mimo tego nie robisz nic, by ten stan rzeczy się zakończył. Porzucone, zużyte ciało leżące na podłodze, w miejscu, w którym skończyłeś zabawiać się moim kosztem, ale nadal oddycham, więc przypuszczam, że ciągle jestem żywy. Nawet, jeśli znaki pokazują, że jest inaczej.

Siedzę na krześle, mam związane ręce, głowę spuszczoną ze zrezygnowaniem, a oczy zamknięte by nie musieć oglądać twojej twarzy. Chwytasz mój podbródek gwałtowanie pociągając go ku górze. Teraz zarówno oczy jak i gardłoszeroko otwarte. Dławię się twoim członkiem, a moja nienawiść rośnie.


Do unto others what has been done to you


Odpłać się innym za to, co zrobiono tobie. Staje się to moją dewizą, gdy z satysfakcją oglądam twoje ciało, w którym pojawiają się coraz to nowe dziury, spowodowane moimi strzałami. W ustach tli się dogasający papieros. Nienawidziłeś ich zapachu, więc ja będę je uwielbiał. Żegnaj ojcze. Nie brzmi to sympatycznie, nie ma tak brzmieć.


•••


I’m treading water
I need to sleep a while
My lamb and martyce, you look so precious
Won’t you come a bit closer
Close enough so I can smell you
I need you to feel this
I can’t stand to burn too long
Released in this sodomy
For one sweet moment Im whole


Wciąż stoję w miejscu, przyglądając ci się jak urzeczony. Potrzebuję chwili snu, całą noc byłem poza domem; pomimo tego nie przerywam uraczania się twym widokiem. Moja owieczko i męczenniku, wyglądasz tak cudnie, a teraz jesteś już tylko mój. Podejdźże trochę bliżej. Tak, abym mógł cię poczuć. Pożądanie odbiera mi zdolność trzeźwego myślenia. Pragnę cię, potrzebuję twojego dotyku. Czuje jak temperatura mojego ciała wzrasta, nie wytrzymam tak długo płonąc. Łączę się z tobą, by zaspokoić swe pragnienia. Uwolniony w tym zbliżeniu, mój wewnętrzny demon, pragnie oglądania twego bólu. Delektując się twoim cierpieniem, przez jeden słodki moment czuję się spełniony.


Do unto you know what has been done to me


Odegraj się innym jak mnie uczyniono. Czy nie łakniesz zemsty?


You’re breathing so I quess you’re still alive
Even to signs to tell me otherwise
Won’t you come just a bit closer
Close enough so I can smell you
I need you to feel this
I need this to make me whole
There’s released in this sodomy
For I am your witness that
Blood and flesh can be thrusted
And only this one holy medium brings me piece of mind


Oddychasz, więc domyślam się, że żyjesz, pomimo, że wszystko zdaje się temu przeczyć. Widzę, jak zaczynasz się regenerować, za chwilę doznasz tych wszystkich uczuć po raz kolejny. Zatem chodź do mnie tutaj, bliżej, jeszcze bliżej. Pozwól mi się poczuć. Gorejące pragnienie posiadania ciebie jest nienasycone. Chcę, byś to poczuł. Abym przez to, co widzę i przez to, czego doświadczam, poczuł się spełniony. Upust w tym zespoleniu satysfakcjonuje mnie. Jestem twoim świadkiem tego, że krew i ciało godne jest zaufania. Pokazuję ci prawdę, uchylam rąbka tajemnicy brutalności świata. I tylko to jedne święte medium, zdolne jest mi przynieść spokój.


Got you hands bound, you head down
Your eyes closed
You look so precious now


Związano ci ręce, spuszczono głowę. Nie odczuto na tyle empatii, aby pozwolić by zamknięto twe oczy. Wyglądasz teraz tak cudnie, jak nigdy dotąd.


I have found some kind of temporary sanity in this
Shit blond and cum on my hands


Znalazłem coś, niby chwilowy rozsądek, w tym gównie, w którym tkwimy, ale uleciał tak szybko jak się pojawił. Widok twojej krwi i spermy na moich dłoniach wzbudza we mnie zachwyt, pokaż mi więcej siebie.


I’ve come round full circle
My lamb and martyr, this will be over soon
You look so precious


Zapętliłem cykl, teraz twoja kolej, aby wypełnić swoją rolę. Moja owieczko i męczenniku, to się wkrótce skończy. W gargantuicznym gniewie, pozbawionym efemeryczności, wyglądasz tak cudnie

niedziela, 23 sierpnia 2015

Drabble " Radziecka inwersja " 4 ( wersja 2.0)

Zdrastwujtie tawarisz. Oto druga odsłona 4 części radzieckiej inwersji, niemająca poza nazwą nic wspólnego z pierwszą wersją tej części, którą dodałam parę dni temu, ale była słaba, toteż ją usunęłam. Zapraszam do czytania c:


Miła, przytulna kawiarenka, tu raczej nie powinno dziać się nic dziwnego. Izaya zamówił herbatę i usiadł pod oknem, pozwalając sobie na odprężenie i chwilę wytchnienia. Po wypiciu naparu odczuł potrzebę udania się w kierunku toalety, więc właśnie tam poszedł. W czasie stania przy pisuarze do jego uszu zaczęły dobiegać dosyć dziwne, ale i jednoznaczne dźwięki, dochodzące z jednej z kabin. Do odgłosów zaczęły dołączać słowa. Podszedł bliżej, żeby móc je rozróżnić.
- Jak chciałbyś nazwać nasze dziecko?
- Shizuo
Po chwili z kabiny wyszła Nokia i filiżanka herbaty.

W sowieckiej Rosji to nie Shizuo robi herbatę, to herbata robi Shizuo.

piątek, 21 sierpnia 2015

Shizaya (wampir x egzorcysta) songfic " Dead man's eyes "

Misie kolorowe, równo miesiąc temu został dodany post, niebędący powitalnym, tak więc blog świętuje w dniu dzisiejszym miesięcznicę. No i cóż, miał być dziś drugi rozdział, ale zastanawiam się czy nie napisać tego pierwszego rozdziału od początku, tak więc macie songficka, na pocieszenie też z wąpierzem i egzorcystą. Choć jak tak teraz czytam to ani razu nie użyłam imion, więc można tu sobie dowolnie powyobrażać pairing.





A narrow path through hallowed ground
A silent walk among the clouds
A pile of stones hidden in the pine
Only seen through dead man’s eyes…


Wąska ścieżka prowadząca przez niegdyś świętą ziemię. Z upływem lat płyty skruszały i tylko nieliczne tabliczki wystające spod podłoża, opowiadają o dawnym przeznaczeniu tego miejsca. Jest jedynym, który odważa się zakłócić wiekową ciszę śpiących. Ostrożne kroki przypominają cichy spacer w chmurach. Myślami oscyluje wokół nieba, w przeciwieństwie do łzy pędzącej na spotkanie ziemi. Spogląda na stos kamieni ukryty w sośnie, widziany tylko oczami zmarłego. Gładzi korę drzewa z delikatnością, z jaką niegdyś dotykał tego, na którego mogile się wznosi, po czym klęka i obejmując je, próbuje przelać w nie całą swą tęsknotę.


Autumn leaves turn brandy wine
Fall and dance in the wind outside
A shadows wanders through the fog
Searching for the light it lost


Kochał jesienne liście, ale z czasem ich bukiety w jego dłoniach zmieniają się w szklankę brandy. Siedzi przy oknie, obserwując zza szyby przechodzących obok ludzi, mimo że kiedyś by do nich wybiegł. Krople deszczu spadają i tańczą na wietrze, a on postanawia wyjść na zewnątrz, by poczuć ich chłód. Jest niczym cień, który wędruje przez mgłę, szukając światła, które stracił. Bez niego przestaje być sobą, ale idąc znanymi ulicami jest w stanie przywołać w pamięci, choć iskrę jego blasku. Próbuje uchwycić się ulotnego widma wspomnień, lecz wymyka mu się ono i mimo błagań nie powraca.


I’m not afraid
Because I’m not alone
She’s waiting there
To carry me home


Leży w łóżku, nie mając siły z niego wstać, już dawno przestał walczyć. Mimo dławiącego oddech strachu przed tym, co będzie po końcu, usiłuje przekonać się, że tak będzie lepiej. Szepcze po cichu, powtarzając jak mantrę „ nie boję się, bo nie jestem sam „. Przenosi wzrok na skraj łóżka i wyciąga rękę w kierunku kogoś, kogo nie ma. „ Ona czeka na mnie, by zabrać mnie do domu, już niedługo znowu będziemy razem „. Zaczyna się śmiać, a ściany nieprzywykłe do tego dźwięku odpowiadają mu echem, jego jedynym towarzyszem.


A lifetime written in his weathered face
Every triumph, every fall from grace
Another winters come and gone
It won’t be long


Całe życie zapisane jest na jego wyblakłej twarzy, wyziera z płonących pustką oczu. Każdy triumf, każde popadnięcie w niełaskę, to wszystko traci znaczenie wobec cierpienia samotności. Kolejne zimy przychodzą i odchodzą. Komuś takiemu jak on nie łatwo jest wsiąść do łódki Charona. Pewnym jednak staje się to, że to nie potrwa już długo. Wyciąga dłoń w kierunku śmierci, a ona kiedyś ją ujmie.


I’m not afraid
Because I’m not alone
She’s waiting there
To carry me home

I’m coming home
I’m coming home


Nie boję się, bo nie jestem sam” tym razem wierzy w to co mówi. „ Ona czeka na mnie, by zabrać mnie do domu, do ciebie”. Wyciąga dłoń, która tym razem zostaje schwytana. Jeszcze tylko szepcze, jakby nie dowierzał w swoje szczęście „ wracam do domu”, po czym powtarza pewniej „ wracam do domu”, a ściany nie mają już komu odpowiadać.


poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Shizaya (?) one-shot " Ostrożnie z życzeniami "

Witajcie misie kolorowe. Pierwsze 3 cząstki tego, to chyba jest pierwsza rzecz jaką kiedykolwiek napisałam, tylko ten zaczątek tak sobie leżał, aż do momentu, gdy wczoraj, a może to już było dzisiaj, uświadomiłam sobie, że nie zdążę skończyć one-shota z Kizayą, więc dokończyłam to ( to działanie nie miało w sobie logiki, ale pomińmy to). Możecie tą przedmowę potraktować jako zapowiedź one-shota z Kizayą, który pojawi się niedługo. A jak jesteśmy już przy zapowiedziach to myślę, że maznę mini dj z Badou i Heine bo albo ja źle szukam albo naprawdę nigdzie nie ma czegoś takiego. Zatem zapraszam do czytania.




Ponoć twój dom jest tam gdzie twoje serce. Czy w takim razie mogę cię nazwać bezdomnym? Moim zdaniem drań taki jak ty go nie ma, ale z chęcią rozerwę Ci klatkę piersiową by się o tym przekonać; może wtedy wreszcie zdechniesz.

Nieważne jak długo biegnę, zawsze jesteś dwa kroki przede mną, a w osiągnięciu celu nie pomaga mi żadna z ciskanych w twoim kierunku rzeczy. Nienawidzę w sobie tego, że tak łatwo doprowadzasz mnie do nieludzkiej furii. Widzę jak bardzo satysfakcjonuje cię moja utrata kontroli, a mimo to wciąż nie jestem w stanie utrzymać w ryzach gniewu.

 Naprawdę pragnę byś wreszcie poczuł na własnej skórze ból, jaki do tej pory zadawałeś innym. Marzę byś cierpiał. Nigdy nie chciałem krzywdzić ludzi, moja siła jest przekleństwem, ale twoja osoba jest nim po stu kroćset bardziej, jesteś niczym plaga zesłana z samych czeluści piekieł, by dać mi go zasmakować jeszcze zanim umrę.

Zrób mi tę przyjemność i daj się wreszcie trafić. Znikasz, znowu rozpływasz się niczym mgła w powietrzu. Mam już tego serdecznie dosyć, oddałbym wszystko, żeby tylko zobaczyć jak życie opuszcza twoje parszywe ciało.

- Wszystko powiadasz? – Odwróciłem się w stronę, z której dochodził głos. Mężczyzna opierał się o ścianę jednego z bloków.
- Niczego nie mówiłem.
- Ale myślałeś. Co byś zrobił, jeśli powiedziałbym ci, że znam sposób na to jak pozbyć się źródła twoich trosk? – Ta aura, przypomina twoją, też czuć od niego tą wewnętrzną zgniliznę.
- Niby jaki? –Zobaczę, co ciekawego ma do powiedzenia, a później go spiorę.
- Rewolwer, jednak nie taki zwyczajny. Zawsze dosięgnie celu. – Mówiąc podrzucał ów broń w dłoni.
- I niby mam ci w to uwierzyć? – Ma mnie za kompletnego idiotę? Wiem, że ludzie wątpią w moją inteligencję, ale aż tak głupi to nie jestem.
- Nie musisz mi wierzyć, możesz się przekonać. – Wręczył mi go z uśmiechem i odszedł parę kroków do tyłu.
- Tak po prostu mi go dajesz? – Trochę podejrzane, trochę bardzo.
- Powiedzmy, że jeśli działa, to kiedyś w przyszłości wyświadczysz mi drobną usługę. Umowa stoi?
- Zastanowię się. – Jeśli to, co mówił byłoby prawdą mógłbym wreszcie odesłać cię na drugą stronę. Kusząca perspektywa, a spróbować zawsze można.

Schowałem przedmiot w wewnętrzną kieszeń w kamizelce. Spojrzałem jeszcze raz w stronę tajemniczego mężczyzny, ale nie został po nim nawet ślad.


Uważaj Izaya, nadchodzę…

•••


- Hej Shizuś, co tam u ciebie? – Pora na dzienną dawkę zabawy z potworkiem.
- Iiiiizzzzzaaaaaayyyyaaaaaaa. – O, nawet żywiołowo mnie wita, widać, że reaguje na głos właściciela.
- Tak, tak mam na imię. Stęskniłeś się bestyjko? – Pora zacząć odliczanie do wyrwania pierwszego znaku.
- Zabije cię cholerny wszarzu.
- Ach, ja ciebie też. – Posłałem mu w powietrzu całusa, po czym wziąłem nogi za pas i zacząłem czym prędzej umykać przed latającymi przedmiotami.

Szaleńczy bieg ulicami miasta, adrenalina rozchodząca się po całym ciele, odurzające uczucie jakie mi zapewnia, cudowne. Prawo, lewo, prosto, schody przeciwpożarowe i jestem na dachu, mogąc z góry oglądać wściekłego Shizusia. Uwielbiam patrzeć na niego kiedy tak się miota, co prawda nie jest moim kochanym człowiekiem, ale emocje na jego twarzy fascynują mnie w równym stopniu.

Już po chwili z moich ust wyrywa się śmiech spowodowany ekscytacją i euforią tego, że nigdy nie dam mu się pokonać. Jestem ponad nim i nie ukorzę się, jeszcze przekona się kto jest lepszy. Cieszenie się chwilą przerywają mi jednak kroki.

- Znalazłeś mnie? No to teraz ja szukam. Policzę do dziesięciu, a ty w tym czasie się gdzieś schowaj.
- Nie żartuj sobie mendo. – Powaga na jego obliczu jest niecodzienna, ale rozbudza to we mnie jeszcze większy zachwyt. Zdecydowanie interesująca zabawka.
- Jak nie chcesz grać w chowanego to kontynuujmy berka. Gonisz! – Przebiegam koło niego, nacinając przy okazji jego ramię i kieruję się w stronę zejścia.

Ucieczkę krzyżuje mi jednak huk wystrzału, wraz z którym pojawia się ból. Rozrywające cierpienie promieniuje z klatki piersiowej. Gorąco własnej krwi poraża mnie, kontrastując z przenikliwym chłodem jesiennego wieczoru.

 Nie spodziewałem się tego, zawsze ciskałeś we mnie przedmiotami, a jeśli nie miałeś nic pod ręką, używałeś własnych pięści. Dlaczego tym razem tak nie było? Szum w głowie narasta proporcjonalnie do traconych przeze mnie sił, przed oczami wirują ciemne plamy, upadam.

 Spoglądam w niebo, zaczyna padać. Czuję na twarzy krople deszczu, ale nie mam siły się schować, tak naprawdę nie mam nawet siły wstać. Czyżby świat zaczął opłakiwać upadek boga? Podchodzisz bliżej, delektując się wygraną i czekając na ostatnie tchnienie jakie wydam.

Czy to ten moment, w którym powinienem zacząć żałować tych wszystkich rzeczy, jakie wyrządziłem? Tyle, że niczego nie żałuje. Moje życie było takie, jakim chciałem, aby było, no może z wyjątkiem tego, że nie marzyłem o tym, żeby w tej chwili leżeć na dachu i umierać.

- Będę cię nawiedzać w nocy Shizuś. – Prychasz tylko słysząc moją wypowiedź.
- Mam nadzieje, że będziesz smażył się w piekle. – Zapalasz papierosa nadal spokojnie nade mną stojąc.
- Uprzedzę tam wszystkich, żeby na ciebie uważali, jak już do mnie dołączysz. – Ostatkiem sił przywołuje na twarz uśmiech. W końcu jak umierać to z godnością.


•••


Odkąd nie żyjesz zrobiło się dużo spokojniej. Gangi nie toczą już wojen na tak dużą skalę, liczba samobójców spadła, a zniszczenia na ulicach są nieporównywalnie mniejsze. Czasami tylko idąc przez Ikebukuro mam wrażenie, że czegoś brakuje.

- Nie myślałem, że jesteś taki sentymentalny.
- Znowu ty?
- Ano ja, przyszedłem odebrać należność. Wygląda na to, że dołączysz do niego szybciej niż można by przypuszczać.
- O czym ty mówisz?
- Przez przypadek zapomniałem wspomnieć o tym, że rewolwer jest przeklęty. – No tak, mogłem się spodziewać.
- Więc co teraz?
- Krew człowieka, który przelał czyjąś krew też musi zostać przelana, ale nie martw się, zabrałem ze sobą przyjaciółkę, nazywa się Kostucha, postara się załatwić to szybko i w miarę bezboleśnie.


Szykuj się Izaya, idę do ciebie…

sobota, 15 sierpnia 2015

" Żabi książę " kilka miniaturek ( Kadota x Rocchi, Shizaya, Delic x Hibiya, Tsuki x Roppi )



Kadota x Rocchi

Gdyby słońce miało personifikację, musiałaby to być kobieta. Niewieścia uroda oddaje całe piękno tego świata. Rocchi siedział samotnie na skraju sadzawki kontemplując piękno i trzymając w ręce żabę, którą zauważył chwilę wcześniej.
- Czy jeśli cię pocałuję moja mała, zamienisz się w księżniczkę? – Nie czekając dłużej, cmoknął lekko zwierzaka w pyszczek, jednak to, w kogo się zmienił, odbiegało od jego wyobrażeń. – Kadota? Jakim cudem byłeś żabą?
- Walker i Erica postanowili wypróbować zaklęcia z jakiejś mangi. Na mnie.


Shizuo x Izaya

- Wreszcie chwila spokoju. – Z ust Shizuo wyrwało się westchnieniu ulgi. Po chwili poczuł jednak na głowie coś małego, mokrego i wydającego z siebie irytujące dźwięki. – Złaź ze mnie paskudo. – Za nim jednak zdążył strzepnąć z siebie ów coś, to siedziało już przed nim i przemówiło głosem Izayi.
- Ej, Shizuś, pocałuj mnie. – Blondyn z niepewną miną spojrzał na zwierze i w głowie rozważał, czy w przeciągu paru godzin zjadł coś, co przypomina nieznanego pochodzenia grzybki.
- Ty chyba sobie żartujesz, nie ma opcji.
- No zrób to.
- Jedyne, co mogę zrobić to cie zdeptać albo sprzedać francuzom z knajpy na rogu.
- Jeżeli jeszcze kiedyś chcesz ujrzeć brata, to lepiej jak spełnisz moje żądania.
.
.
.
Następnego dnia w francuskiej knajpie specjalnością dnia były żabie udka.


Delic x Hibiya

- Chciałbym kiedyś odnaleźć księcia z bajki. Wiem, że mi się uda. Tak! Na pewno! Tylko jak? Musi być jakiś sposób.
30 żab później…
- Mój książę, wreszcie Cię odnalazłem. – Delicowi ze wzruszenia zaszkliły się oczy, a uczucie dumy emanowało od niego tak bardzo, że w jego blasku można było się opalać. Rzucił się na księcia z zamiarem nie wypuszczania go z ramion. Po chwili leżał jednak znokautowany na ziemi.
- Żaden plebs nie będzie mnie dotykać. – Fuknął książę, po czym wsiadł na konia, który pojawił się z nikąd i pogalopował w stronę zachodzącego słońca.


Tsuki x Roppi


- Dz-dzię-k-kuje, że p-prze-cz-czyt-t-ałeś mi t-tą k-ksią-ż-żkę, R-Roppi-s-san.

piątek, 14 sierpnia 2015

Miniaturka Izaya x Tsuki " Zabawka "

Nie masz absolutnie żadnego szacunku dla cudzego życia, prawda? Moje zostało zapoczątkowane tylko po to, żebyś mógł poczuć choć namiastkę przewagi nad nim. Wiesz, że nie jesteś w stanie go pokonać, dlatego przychodzisz do mnie, a wtedy dostarczasz mi dawkę nieludzkiego cierpienia. Zaczynam tonąć w poczuciu beznadziejności, łzy wypłakiwane w poduszkę już dawno się skończyły, zaczyna mi być wszystko jedno. Nie jestem w stanie się sprzeciwić, kiedy zawłaszczasz sobie moją niewinność. Twoje słowa bolą jeszcze bardziej niż te wszystkie rany, jakie zostawiasz na moim ciele. Jestem tylko podrzędną kopią, zaczynam wątpić w to czy naprawdę mam prawo istnieć. Na chwilę obecną czuję się jak skorupa czegoś niebędącego nawet człowiekiem, utwierdzasz mnie w przekonaniu o bezcelowości mego jestestwa. Znowu słyszę twoje kroki, wchodzisz do mojego pokoju, a ja modlę się o to byś tym razem zakończył moje cierpienie. Podchodzisz powoli, a uśmiech na twoich ustach się poszerza. Wyjmujesz scyzoryk i kreślisz nim linie na mojej skórze, po czym zlizujesz wypływającą krew. Twoje dłonie zaczynają wędrówkę od ud, w kierunku szyi, na której zaciskasz palce, lekko mnie przyduszając. O ile na samym początku naszej znajomości każdy twój dotyk elektryzował mnie i doprowadzał na skraj obłędu z rozkoszy, tak teraz budzi jedynie obrzydzenie do ciebie i samego siebie. Widocznie nudzi cię mój brak reakcji, bo wbijasz ostrze w moją nogę, dostarczając sobie upragnionego krzyku. To ci jednak nie starcza, zawsze chcesz więcej. Rozpinasz spodnie i od razu się we mnie zagłębiasz, zaczynając mnie pieprzyć jak tanią kurwę. Czuję się brudny, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz. Piekielnie boli, ale mam już dosyć tego wszystkiego. Zostawiłeś nóż w mojej nodze, twój pierwszy i ostatni błąd. Jakimś cudem wyrywam go i wbijam w twoją szyję, i jeszcze raz, chce się odegrać, pokazać ci jak bardzo cię nienawidzę. Kiedy kończę już nie przypominasz siebie. Wychodzę z pomieszczenia w poszukiwaniu jakichś ubrań i opatrunków, wiem, że na przedmieściu koło biblioteki jest należący do ciebie domek, zaszyje się tam na chwilę. Pierwszy raz opuszczam twój apartament, na zewnątrz czuję się dość niepewnie, ale nie szkodzi, wszystko będzie lepsze od życia u twego boku. Jadę metrem i wysiadam na właściwym przystanku, uświadamiając sobie, że nie wiem co dalej. Postanawiam kogoś zapytać, to chyba nie może być takie trudne. Przez chwilę moje serce zwalnia, kiedy mam wrażenie, że wróciłeś z piekieł, by dalej mnie gnębić, ale to nie ty. Z pozoru wygląda tak samo, ale brakuje mu tej emanującej od ciebie pychy. Stoi z książką w ręku, więc to do niego podchodzę.
- P-p-przepraszam, cz-czy wiesz, j-jak dojść d-do b-biblio-t-teki? – Cholera, czy samo to, że jest tak podobny wywołuje we mnie taki strach, że nie mogę sklecić zdania?
- Yhym. – No cóż, za rozmowny nie jest, kolejna różnica.
- N-nie chcę s-spra-w-wiać kłopot-tu, a-ale c-czy m-mógłbyś m-mnie zap-p-pro-w-wa-wa-dzić? – Czuję jak moje policzki robią się cieplejsze, dlatego usiłuję schować głowę w szalik.
-Yhym.
- J-jak s-się n-na-z-zy-w-wasz?
- Roppi. – Myślę, że teraz będzie lepiej, ciebie już nie ma, a Roppi… kto wie, może zostaniemy przyjaciółmi?

czwartek, 13 sierpnia 2015

Drabble " Radziecka inwersja " 3

Długa, bezkresna i wzbudzająca depresję w nieszczęśnikach, którzy jej doświadczyli. Tak, kolejka do sklepu zdawała się niekończąca, jednak, jako, że nie jest głupotą ludzką, jest nadzieja na przybliżenie się do lady. Gdy Izaya wreszcie przy niej stanął, drzwi otworzyły się z głośnym hukiem, a przez nie z postawą godną samego szefa yakuzy wpadł karton mleka. Wymijając wszystkich znużonych czekaniem ludzi, podszedł do ekspedientki, prosząc o przetransportowanie związanego Shizuo spod lady na zaplecze, skąd odbiorą go jego ludzie. Gdy uregulował opłatę przyszła kolej Izayi.
- Co podać?
- Sznur

W sowieckiej Rosji to nie Shizuo kupuje mleko, to mleko kupuje Shizuo.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Shizaya ( wampir x egzorcysta ) " Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę " rozdział 1

Misie kolorowe, dziś prezentuję wam pierwszy rozdział opowiadania poświęconego wampirkowi i egzorcyście. Mam nadzieję, że wyszło, jako tako, bowiem jeszcze nigdy nie pisałam niczego z dialogami. Btw, nazwałam jedną z postaci Kunegunda xD Myślę, że kiedyś poświecę osobne autorskie opowiadanie Lucasowi, bo pisząc to miałam ochotę zacząć paringować go z Shizu, a jestem pewna, że części osób z moją szanowną siostrą na czele by się to nie spodobało. Dlatego nieszczęśnikowi wymyślę jakiegoś chłoptasia i będą żyć długo i szczęśliwie, albo krótko i nieszczęśliwie, zobaczy się. Pobijam właśnie własny rekord długości wstępu, no to nie przedłużając jeszcze bardziej zapraszam do czytania.
PS. Mam nadzieję, że są na pokładzie fani Kadota x Rocchi, bo chodzi za mną potrzeba napisania z nimi one-shota :D

•••

[perspektywa Shizuo]

Dzwon obwieszczający przybycie na miejsce zbudził mężczyznę, dotychczas drzemiącego w kajucie. Zebrał bagaże i z westchnieniem zrezygnowania udał się w kierunku portu. Tutejsi specjaliści od pijawek nie radzili sobie, więc przełożeni wysłali go do pomocy. Zastanawiał się nad kwestią tego, jak bardzo beznadziejni są, że nie dają sobie rady z raptem jednym osobnikiem. Ze względu na ponad przeciętną siłę, nigdy nie miał problemów z przeciwnikami, toteż jeszcze nie miał okazji przekonać się na własnej skórze, jak źle może skończyć się niedocenianie wroga. Wyciągnął zza pazuchy świstek z adresem, pod który ma się udać i z pomocą miejscowych ludzi jakoś udało mu się trafić do celu. Siedziba okazała się kamienicą usytuowaną na rogu Saint Mark Street w dzielnicy Whitechapel.
- Szczęść Boże, ojciec Heiwajima jak sadzę. Pozwoli ojciec za mną, pokażę drogę do gabinetu ojca Gregory’ ego. Ach i przepraszam za brak manier, wypadałoby się przestawić. Jestem siostra Cunégonde, pracuję przy zbiorach ksiąg. No, ale może lepie wejdźmy już do środka, na moje oko zaraz lunie deszcz. - Młoda kobieta wyrzuciła z siebie słowa z zawrotną prędkością, po czym wciągnęła go do środka, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Chwilę później, gdy stanęli pod drzwiami, kobieta otworzyła je, po czym wepchnęła go do środka. Pomieszczenie było prawie całe wypełnione regalami z dokumentami i książkami, jedynym odstępstwem było stojące przy oknie biurko i znajdująca się przy nim postać.
- Witam serdecznie w naszych szeregach ojcze Heiwajima, mam nadzieję, że będziesz czuć się jak w domu.- Shizuo jeszcze nie do końca rozumiejąc, co się właśnie zdarzyło skierował spojrzenie na rozmówce, którym był na oko sześćdziesięcioletni mężczyzna. Jego uśmiech był przesycony serdecznością, jednak jakiś dziwny cień w oczach sprawiał, co najmniej niepokojące wrażenie.
- Witam. Również żywię taką nadzieję. – Chociaż szczerze powiedziawszy wolałby być teraz w ojczyźnie, niż w całkiem obcym kraju z dosyć dziwnymi ludźmi. Jednak rozkaz to rozkaz a on nie pozwalał sobie na niesubordynację. Wykończy krwiopijcę i wróci do brata.
- Przydzielony ci został pokój 13, musisz iść na 2 piętro. Dokładne szczegóły sprawy leżą na biurku. – Budynek nie był duży, więc miał nadzieję, że trafi bez większych problemów i bez spotykania kogokolwiek na swojej drodze.
- Dziękuje bardzo. Dowidzenia. – Wyszedł z pomieszczenia kierując się w stronę swojego pokoju. W obecnej chwili pragnął tylko iść spać, droga na miejsce była długa a podróże morskie też są bardzo męczące. Los jednak bywa bardzo przewrotny i drwi z ludzi w każdej chwili. W momencie, w którym wchodził do środka dobiegł do niego głos pełen entuzjazmu.
- Hej, to ty jesteś tym nowym? Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. Siedzenie samemu tutaj jest niesamowicie nudne. Mam tylko nadzieje, że nie będziesz za bardzo się gniewał o to, że przeczytałem te papiery, co tu leżały. Jak już mówiłem, nudno tu, a ja jestem z natury bardzo ciekawski. Zakładam, że spotkałeś po drodze moją młodszą siostrę, bo niedawno wróciła. Tylko zapamiętaj sobie, by trzymać się od niej z daleka, bo wiesz, ja może nie wyglądam, ale bronić umiem jak lew. Tak w ogóle Lucas jestem i mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółmi. – Tak, zdecydowanie widać, że to rodzeństwo.
- Nazywam się Shizuo Heiwajima. Nie martw się, twojej siostry nie tknę i oddawaj mi te papiery!
- No już, już, ale w życiu nie ma nic za darmo. Oddam ci je jak się pięknie uśmiechniesz. – Wyśpiewał nadal siedząc z bezczelnym wyszczerzem.
- Nie wydurniaj się, nie będę się do cholery szczerzyć.
- Nie ładnie, może chodź ze mną do karczmy to się trochę rozluźnisz, dobrze ci to zrobi. Tutaj niedaleko jest taka jedna fajna. No mowie, spodoba ci się. – Wstał i przechodząc obok wręczył mu papiery.
- Wybacz, ale nie mam już siły na niczyje towarzystwo. Przeczytam to tylko i się kładę. – Modlił się, aby tylko już się go pozbyć i odpocząć.
- No jak chcesz, ale jak zmienisz zdanie to mieszkam w pokoju naprzeciwko. Na razie. – Pomachał mu tylko i wyszedł, a Shizuo padł na łóżko, patrząc na kartki takim wzrokiem, jakby, co najmniej zabiły mu matkę. Może jednak spacer nie jest złym pomysłem? Możliwe, że zrealizowałby by ten pomysł od razu, jednak łóżko emanowało niepowstrzymaną siłą grawitacji tak silną, że już po chwili cicho pochrapywał.
Obudził się, gdy księżyc za oknem połyskiwał już w najlepsze, ukazując się w pełnej krasie. Przewalał się z boku na bok, próbując znowu zaznać podróży do krainy snu. Samo się jednak nie przeczyta. Podszedł do biurka i podpalił knot stojącej nań świecy, by móc zgłębić się w lekturę. W miarę przedzierania się przez zapisane stronice, coraz więcej rzeczy wydawało mu się niejasnych. Ludzie, których tu spotkał wydawali się trochę przesadnie szczęśliwi, jak na takich, którzy niedawno stracili przez obiekt jego polowania członka zespołu. No cóż, to nie jego sprawa. Jest od zabijania, nie od myślenia. Koniec, tak upragniona ostatnia strona wreszcie mu się ukazała. W związku z tym, że już by nie zasnął, wybrał się na nocną przechadzkę. Zszedł do hallu, po drodze przeklinając w duchu wszystkie skrzypiące deski. Na dworze było chłodnawo i lekko siąpiło, mimo tego musiał przyznać, że to miejsce ma jednak swój urok. O tej porze wszyscy spali, więc przyjemna cisza otulała miasto. Rozkoszowanie się samotnością przerwał mu dźwięk upadku czegoś dobiegający spomiędzy drzew parku, który właśnie mijał. Skrzywił się, gdy wraz z podmuchem wiatru do jego nosa doleciał odór krwi. Popychany ciekawością zaczął zmierzać w kierunku, z którego pochodził zapach. Na miejscu zobaczył tylko świeże zwłoki i biegnący od nich krwawy szlak kończący się przy wierzbie. Za sobą usłyszał chichot, odrażający bardziej niż wszechobecny smród. Odwrócił się szybko, niezastając nic.
- Ciekawość to ponoć pierwszy stopień do piekła. – Oddech sprawcy całego zamieszania owionął jego kark, tym razem jednak wampir nie uciekł przed nim. Stał oblizując osocze spływające z jego palców. Ten głos, tak znany, pełen jadu i niezachwianej pewności siebie. Oczy szkarłatne tak, jakby płynęła w nich esencja odebranego życia wszystkich istnień, jakie zakończył.

- Izaya…

niedziela, 9 sierpnia 2015

Drabble " Radziecka inwersja " 2

Misie kolorowe, na razie z opowiadaniem z motywem mitologii nordyckiej nie wypaliło, bo wczoraj jak usiadłam i miałam zamiar zacząć pisać to wpadłam na zupełnie inny pomysł i jest właśnie w fazie tworzenia, tak, więc jutro, jako zadośćuczynienie dodam rozdział 1 opowiadania z wąpierzem i egzorcystą. Natomiast to wcześniej wspomniane pojawi się w niedalekiej przyszłości.



Siedział na huśtawce, co i raz odpychając się nogami od podłoża. Chciał się odstresować po wydarzeniach wczorajszego dnia, a co lepiej wpływa na humor, niż obserwowanie gromadki szkrabów na placu zabaw? Rodzice maluchów, co prawda nie podzielali jego entuzjazmu, uznając go za potencjalne zagrożenie, jednak się tym nie przejmował. Trochę dłużej przyglądał się chłopcu bawiącemu się w piaskownicy i przysiągłby, że gdzieś już go widział. Po chwili przy furtce od wejścia stanęła ludzkich rozmiarów Nokia 3310 i zawołała małego do siebie. W tamtym momencie Izaya zwątpił w życie.
W sowieckiej Rosji to nie Shizuo odbiera telefon, to telefon odbiera Shizuo.

sobota, 1 sierpnia 2015

Shizaya songfic " The pretender "

Misie kolorowe, klasycznie podziękuje za komentarze, naprawdę dają masę satysfakcji :D A teraz zapraszam do czytania





Keep you in the dark
You know they all pretend
Keep you in the dark
And so it all began


Trzymają cię w niewiedzy. Tak im się wydaje, w rzeczywistości wiesz, że oni wszyscy udają. Próbują zgrywać sprytnych i tajemniczych, nie dopuszczając do siebie możliwości twojej wygranej, a później spadają zbijani z szachownicy. Pozornie trzymają cię w niewiedzy, a ty pozwalasz im tak myśleć, aby na końcu ukazać jak bardzo się mylili. I tak to wszystko się zaczyna, twoja chora gra. Upadek przeciwników wzbudza w tobie ekstazę, uzależnia cię wygrana. Zapewniam cię jednak, że ze mną nie pójdzie ci tak łatwo.


Send in your skeletons
Sing as their bones go marching in…
Again
The need you burried deep
The secrets that you keep are
Ever ready
Are you ready?
I’m finished making sense
Done pleading ignorance
That whole defence


Wyślij swoje szkielety, pionki, wszystkich, których owinąłeś sobie wokół palców.  Śpiewaj wesoło, gdy ich kości maszerują, a później pękają. W końcu to nie ty odczuwasz ból moich ciosów. Znowu migasz się od bezpośredniego starcia, znikając mi sprzed oczu. Nie nudzi cię już ta rozgrywka? Prędzej czy później potrzeba, którą zakopałeś głęboko i tak się wygrzebie a ty będziesz cierpieć. Widzę zazdrość w twoich oczach, kiedy rozmawiam z Shinrą i Celty. Przyznaj się wreszcie, że nawet ktoś taki jak ty może być samotny. Sekrety, które skrywasz są balastem, którego niedługo nie będziesz w stanie podnieść. Zawsze gotowe plany na uprzykrzenie innym życia, czy to jest to co chcesz robić do śmierci? Czy jesteś gotów, aby wreszcie spojrzeć sobie w twarz i powiedzieć prawdę? Kończę z doszukiwaniem się sensu w twoich zachowaniach, go tam zwyczajnie nie ma. Kończę z tłumaczeniem się niewiedzą i całą tą obroną. Nie potrafię cie zrozumieć, ale ty mnie także, w pewnym sensie to sprawiedliwe.


Spinning infinity boy
The wheel is spinning me
It’s never ending, never ending
Same old story


Wirująca nieskończoność kłamstw cię wykończy chłopcze. Pogubiłeś się na polach między jawą a snem i nie wiesz już co jest czym. Koło twoich działań kręci mną, zaburzając harmonię i wprowadzając w zamęt. Jesteś niczym trucizna stale wtłaczana do mojego krwioobiegu, antidotum będzie twoja klęska. To jest niekończąca się spirala przegranych z samym sobą. Nie chcemy odpuścić i wiecznie wysyłamy pod swoimi adresami zarzuty i dowody niechęci. Niekończąca się ta sama śpiewka, nie chcesz zmienić jej melodii?


What if I say I’m not like the others?
What if I say I’m not another
One of your plays?
You’re the pretender
What if I say I will never surrender?


Co, jeśli powiem, że nie jestem taki jak inni? Twoje manipulacje okazują się nieskuteczne a mimo to nie rezygnujesz. Za punkt honoru postanowiłeś sobie pokazanie mi, jaką bestią jestem. Chęć rozszarpania cię na strzępy walczy z pragnieniem zakończenia tego wszystkiego. Co jeśli powiem, że nie jestem kolejną twoją zabawką? Nie dam sobą pokierować, będę walczyć aż udowodnię, że to ja mam rację. Jesteś oszustem, nikim więcej. Mamisz wszystkich wokół i siebie samego. Co, jeśli powiem, że nigdy się nie poddam? Zedrę z twojej głowy koronę i otworzę ci oczy.


In time or so I’m told
I’m just another soul for sale
Oh, well
The page is out of print
We are not permanent
We’re tomporary, temporary
Same old story


Z czasem, a przynajmniej tak mi powiedzieli, stanę się tylko kolejną duszą na sprzedaż. Póki co jednak nie zamierzam stać się zdobytą figurą. No cóż, kolejna strona została wydrukowana, ale w dziale nekrologów nadal nie ma twego imienia. Jakie wszystko byłoby łatwiejsze, gdybyś zechciał tak po prostu umrzeć. Nie jesteśmy wieczni, runda musi kiedyś dobiec końca. Jesteśmy tymczasowi, więc pozwólmy sobie żyć. Tymczasowi, więc podaj mi dłoń i przestań być tak upartym dupkiem. Ta sama śpiewka. Najwyższy czas wymienić płytę.


Im the voice inside your head
You refuse to hear
I’m the face what you have to face
Mirrored in your stare
I’m what’s left, I’m what’s right
I’m the enemy
I’m the hand that will take your down
Bring you to your knees


Jestem głosem w twojej głowie, którego słuchania odmawiasz. Jeśli nie masz sumienia, to pozwól mi się nim stać. Jestem twarzą, którą będziesz widział odradzając się na nowo. Wewnątrz ciebie jest bestia, z którą musisz się zmierzyć. Widzę ją odbitą w twoim spojrzeniu. Jestem tym, co zostało z dawnego mnie. Jestem tym, co słuszne. Jestem twoim przeciwnikiem, białym królem. Jestem ręką, która ściągnie cię w dół  i sprowadzi na kolana. Porzuć dumę i pozwól wypełnić pustkę w swoim wnętrzu.


So, who are you?
Yeah, who are you?

Keep you in the dark
You know they all prebend

So, who are you?
Yaeh, who are you?


Więc, kim jesteś? Możesz teraz pokazać siebie. Tak, kim jesteś? Rozbij maski i spal scenariusz. Trzymają cię w niewiedzy, nie interesujesz ich. Ty wiesz, że oni wszyscy udają, ale sam nie jesteś lepszy. Więc, kim jesteś? Tak, kim jesteś? Daje ci wybór. Od ciebie zależy, jakie nuty zapiszesz na pięciolinii życia.