Witajcie misie kolorowe. Pierwsze 3 cząstki tego, to chyba
jest pierwsza rzecz jaką kiedykolwiek napisałam, tylko ten zaczątek tak sobie
leżał, aż do momentu, gdy wczoraj, a może to już było dzisiaj, uświadomiłam
sobie, że nie zdążę skończyć one-shota z Kizayą, więc dokończyłam to ( to
działanie nie miało w sobie logiki, ale pomińmy to). Możecie tą przedmowę
potraktować jako zapowiedź one-shota z Kizayą, który pojawi się niedługo. A jak
jesteśmy już przy zapowiedziach to myślę, że maznę mini dj z Badou i Heine bo
albo ja źle szukam albo naprawdę nigdzie nie ma czegoś takiego. Zatem zapraszam
do czytania.
Ponoć twój dom jest tam gdzie twoje serce. Czy w takim razie
mogę cię nazwać bezdomnym? Moim zdaniem drań taki jak ty go nie ma, ale z
chęcią rozerwę Ci klatkę piersiową by się o tym przekonać; może wtedy wreszcie
zdechniesz.
Nieważne jak długo biegnę, zawsze jesteś dwa kroki przede
mną, a w osiągnięciu celu nie pomaga mi żadna z ciskanych w twoim kierunku
rzeczy. Nienawidzę w sobie tego, że tak łatwo doprowadzasz mnie do nieludzkiej
furii. Widzę jak bardzo satysfakcjonuje cię moja utrata kontroli, a mimo to
wciąż nie jestem w stanie utrzymać w ryzach gniewu.
Naprawdę pragnę byś
wreszcie poczuł na własnej skórze ból, jaki do tej pory zadawałeś innym. Marzę
byś cierpiał. Nigdy nie chciałem krzywdzić ludzi, moja siła jest przekleństwem,
ale twoja osoba jest nim po stu kroćset bardziej, jesteś niczym plaga zesłana z
samych czeluści piekieł, by dać mi go zasmakować jeszcze zanim umrę.
Zrób mi tę przyjemność i daj się wreszcie trafić. Znikasz,
znowu rozpływasz się niczym mgła w powietrzu. Mam już tego serdecznie dosyć,
oddałbym wszystko, żeby tylko zobaczyć jak życie opuszcza twoje parszywe ciało.
- Wszystko powiadasz? – Odwróciłem się w stronę, z której
dochodził głos. Mężczyzna opierał się o ścianę jednego z bloków.
- Niczego nie mówiłem.
- Ale myślałeś. Co byś zrobił, jeśli powiedziałbym ci, że
znam sposób na to jak pozbyć się źródła twoich trosk? – Ta aura, przypomina
twoją, też czuć od niego tą wewnętrzną zgniliznę.
- Niby jaki? –Zobaczę, co ciekawego ma do powiedzenia, a
później go spiorę.
- Rewolwer, jednak nie taki zwyczajny. Zawsze dosięgnie
celu. – Mówiąc podrzucał ów broń w dłoni.
- I niby mam ci w to uwierzyć? – Ma mnie za kompletnego
idiotę? Wiem, że ludzie wątpią w moją inteligencję, ale aż tak głupi to nie
jestem.
- Nie musisz mi wierzyć, możesz się przekonać. – Wręczył mi
go z uśmiechem i odszedł parę kroków do tyłu.
- Tak po prostu mi go dajesz? – Trochę podejrzane, trochę
bardzo.
- Powiedzmy, że jeśli działa, to kiedyś w przyszłości
wyświadczysz mi drobną usługę. Umowa stoi?
- Zastanowię się. – Jeśli to, co mówił byłoby prawdą mógłbym
wreszcie odesłać cię na drugą stronę. Kusząca perspektywa, a spróbować zawsze
można.
Schowałem przedmiot w wewnętrzną kieszeń w kamizelce. Spojrzałem
jeszcze raz w stronę tajemniczego mężczyzny, ale nie został po nim nawet ślad.
Uważaj Izaya, nadchodzę…
•••
- Hej Shizuś, co tam u ciebie? – Pora na dzienną dawkę
zabawy z potworkiem.
- Iiiiizzzzzaaaaaayyyyaaaaaaa. – O, nawet żywiołowo mnie
wita, widać, że reaguje na głos właściciela.
- Tak, tak mam na imię. Stęskniłeś się bestyjko? – Pora zacząć
odliczanie do wyrwania pierwszego znaku.
- Zabije cię cholerny wszarzu.
- Ach, ja ciebie też. – Posłałem mu w powietrzu całusa, po
czym wziąłem nogi za pas i zacząłem czym prędzej umykać przed latającymi
przedmiotami.
Szaleńczy bieg ulicami miasta, adrenalina rozchodząca się po
całym ciele, odurzające uczucie jakie mi zapewnia, cudowne. Prawo, lewo,
prosto, schody przeciwpożarowe i jestem na dachu, mogąc z góry oglądać
wściekłego Shizusia. Uwielbiam patrzeć na niego kiedy tak się miota, co prawda
nie jest moim kochanym człowiekiem, ale emocje na jego twarzy fascynują mnie w
równym stopniu.
Już po chwili z moich ust wyrywa się śmiech spowodowany
ekscytacją i euforią tego, że nigdy nie dam mu się pokonać. Jestem ponad nim i
nie ukorzę się, jeszcze przekona się kto jest lepszy. Cieszenie się chwilą
przerywają mi jednak kroki.
- Znalazłeś mnie? No to teraz ja szukam. Policzę do
dziesięciu, a ty w tym czasie się gdzieś schowaj.
- Nie żartuj sobie mendo. – Powaga na jego obliczu jest
niecodzienna, ale rozbudza to we mnie jeszcze większy zachwyt. Zdecydowanie
interesująca zabawka.
- Jak nie chcesz grać w chowanego to kontynuujmy berka.
Gonisz! – Przebiegam koło niego, nacinając przy okazji jego ramię i kieruję się
w stronę zejścia.
Ucieczkę krzyżuje mi jednak huk wystrzału, wraz z którym
pojawia się ból. Rozrywające cierpienie promieniuje z
klatki piersiowej. Gorąco własnej krwi poraża mnie, kontrastując z przenikliwym
chłodem jesiennego wieczoru.
Nie spodziewałem się tego, zawsze ciskałeś we
mnie przedmiotami, a jeśli nie miałeś nic pod ręką, używałeś własnych pięści.
Dlaczego tym razem tak nie było? Szum w głowie narasta proporcjonalnie do
traconych przeze mnie sił, przed oczami wirują ciemne plamy, upadam.
Spoglądam w niebo, zaczyna padać.
Czuję na twarzy krople deszczu, ale nie mam siły się schować, tak naprawdę nie
mam nawet siły wstać. Czyżby świat zaczął
opłakiwać upadek boga? Podchodzisz bliżej, delektując się wygraną i czekając na
ostatnie tchnienie jakie wydam.
Czy to ten moment, w którym powinienem zacząć żałować tych
wszystkich rzeczy, jakie wyrządziłem? Tyle, że niczego nie żałuje. Moje życie
było takie, jakim chciałem, aby było, no może z wyjątkiem tego, że nie marzyłem
o tym, żeby w tej chwili leżeć na dachu i umierać.
- Będę cię nawiedzać w nocy Shizuś. – Prychasz tylko słysząc
moją wypowiedź.
- Mam nadzieje, że będziesz smażył się w piekle. – Zapalasz papierosa
nadal spokojnie nade mną stojąc.
- Uprzedzę tam wszystkich, żeby na ciebie uważali, jak już
do mnie dołączysz. – Ostatkiem sił przywołuje na twarz uśmiech. W końcu jak
umierać to z godnością.
•••
Odkąd nie żyjesz zrobiło się dużo spokojniej. Gangi nie
toczą już wojen na tak dużą skalę, liczba samobójców spadła, a zniszczenia na
ulicach są nieporównywalnie mniejsze. Czasami tylko idąc przez Ikebukuro mam
wrażenie, że czegoś brakuje.
- Nie myślałem, że jesteś taki sentymentalny.
- Znowu ty?
- Ano ja, przyszedłem odebrać należność. Wygląda na to, że
dołączysz do niego szybciej niż można by przypuszczać.
- O czym ty mówisz?
- Przez przypadek zapomniałem wspomnieć o tym, że rewolwer
jest przeklęty. – No tak, mogłem się spodziewać.
- Więc co teraz?
- Krew człowieka, który przelał czyjąś krew też musi zostać
przelana, ale nie martw się, zabrałem ze sobą przyjaciółkę, nazywa się
Kostucha, postara się załatwić to szybko i w miarę bezboleśnie.
Szykuj się Izaya, idę do ciebie…