Misie kolorowe, równo miesiąc temu został dodany post, niebędący powitalnym, tak więc blog świętuje w dniu dzisiejszym miesięcznicę. No i cóż, miał być dziś drugi rozdział, ale zastanawiam się czy nie napisać tego pierwszego rozdziału od początku, tak więc macie songficka, na pocieszenie też z wąpierzem i egzorcystą. Choć jak tak teraz czytam to ani razu nie użyłam imion, więc można tu sobie dowolnie powyobrażać pairing.
A narrow path through
hallowed ground
A silent walk
among the clouds
A pile of stones
hidden in the pine
Only seen
through dead man’s eyes…
Wąska ścieżka prowadząca
przez niegdyś świętą ziemię. Z upływem lat płyty skruszały i tylko nieliczne
tabliczki wystające spod podłoża, opowiadają o dawnym przeznaczeniu tego
miejsca. Jest jedynym, który odważa się zakłócić wiekową ciszę śpiących.
Ostrożne kroki przypominają cichy spacer
w chmurach. Myślami oscyluje wokół nieba, w przeciwieństwie do łzy pędzącej
na spotkanie ziemi. Spogląda na stos
kamieni ukryty w sośnie, widziany tylko oczami zmarłego. Gładzi korę drzewa
z delikatnością, z jaką niegdyś dotykał tego, na którego mogile się wznosi, po czym
klęka i obejmując je, próbuje przelać w nie całą swą tęsknotę.
Autumn leaves
turn brandy wine
Fall and dance in
the wind outside
A shadows
wanders through the fog
Searching for
the light it lost
Kochał jesienne liście,
ale z czasem ich bukiety w jego dłoniach zmieniają
się w szklankę brandy. Siedzi przy
oknie, obserwując zza szyby przechodzących obok ludzi, mimo że kiedyś by do
nich wybiegł. Krople deszczu spadają i
tańczą na wietrze, a on postanawia wyjść na zewnątrz, by poczuć ich chłód. Jest niczym cień, który wędruje przez
mgłę, szukając światła, które stracił. Bez niego przestaje być sobą, ale
idąc znanymi ulicami jest w stanie przywołać w pamięci, choć iskrę jego blasku.
Próbuje uchwycić się ulotnego widma wspomnień, lecz wymyka mu się ono i mimo
błagań nie powraca.
I’m not afraid
Because I’m not
alone
She’s waiting there
To carry me home
Leży w łóżku, nie mając siły z niego wstać, już dawno
przestał walczyć. Mimo dławiącego oddech strachu przed tym, co będzie po końcu,
usiłuje przekonać się, że tak będzie lepiej. Szepcze po cichu, powtarzając jak
mantrę „ nie boję się, bo nie jestem sam
„. Przenosi wzrok na skraj łóżka i wyciąga rękę w kierunku kogoś, kogo nie ma. „
Ona czeka na mnie, by zabrać mnie do domu,
już niedługo znowu będziemy razem „. Zaczyna się śmiać, a ściany nieprzywykłe
do tego dźwięku odpowiadają mu echem, jego jedynym towarzyszem.
A lifetime
written in his weathered face
Every triumph, every
fall from grace
Another winters
come and gone
It won’t be
long
Całe życie zapisane
jest na jego wyblakłej twarzy,
wyziera z płonących pustką oczu. Każdy
triumf, każde popadnięcie w niełaskę, to wszystko traci znaczenie wobec
cierpienia samotności. Kolejne zimy
przychodzą i odchodzą. Komuś takiemu jak on nie łatwo jest wsiąść do łódki
Charona. Pewnym jednak staje się to, że to
nie potrwa już długo. Wyciąga dłoń w kierunku śmierci, a ona kiedyś ją
ujmie.
I’m not afraid
Because I’m not
alone
She’s waiting there
To carry me home
I’m coming home
I’m coming home
„ Nie boję się, bo nie
jestem sam” tym razem wierzy w to co mówi. „ Ona czeka na mnie, by zabrać mnie do domu, do ciebie”. Wyciąga dłoń,
która tym razem zostaje schwytana. Jeszcze tylko szepcze, jakby nie dowierzał w
swoje szczęście „ wracam do domu”, po czym powtarza pewniej „ wracam do domu”,
a ściany nie mają już komu odpowiadać.
Trochę zajechało Roppim na końcu więc w mojej głowie powstał bardzo dziwny, ale i klimatyczny crossover Izetsukiego i Roppiego. Ale mam wrażenie, że on cierpi po śmierci Pritsuo... jakoś tak... smutno i ponuro.
OdpowiedzUsuńAle muszę ci przyznać, że sf wyszedł ci świetnie. Aż można poczuć ten klimat. Naprawdę pięknie :3 któryś werset czytało mi się prawie jak taki biały wiersz bez spacji. Strasznie mi się podobało.
Oby więcej takich klimatycznych tekstów i weny~....